28 maja 2019

Majówkowe atrakcje - wyniki

Kilka osób pokusiło się o napisanie opowiadania. Uczestnicy: Kana, Zaalogowany, Sarada8585, Nadzieja, Smaczne_haribo. A oto one:

“Serowe niebo”     
Autorka- Kana#2630
    Na ten dzień, a raczej tydzień czekałam cały rok! Obudził mnie świeży powiew majowego wiatru. Za oknem świeciło słońce, a drzewa jaśniały w jego blasku. Postanowiłam wyjść z norki i poszukać serka, więc szybko ubrałam mój strój truskawki (było cieplutko, dlatego właśnie ten strój wybrałam.) Przed wyjściem sprawdziłam, czy jest chociaż kawałek sera w moich zapasach. Zostały dwa kawałeczki, więc wzięłam je na plecy i pobiegłam w głąb lasu.
      Znalazłam kilka biedronek i każdej z nich liczyłam kropki! Pierwsza miała ich 8, druga 11, trzeciej nie pamiętam, a czwarta 6. Każda z nich była na swój sposób urocza! Najbardziej spodobała mi się ta czwarta, bardzo żałuję że nie wzięłam aparatu… No nic, biegnę dalej. Słyszałam o polance, na której jest podobno niesamowicie dużo sera. Jednak jest ona dość daleko jak na moje małe, mysie nóżki. Nie zapomniałam jednak, że jest majówka i mam bardzo dużo czasu. Ostatecznie postanowiłam wyruszyć na tę polankę.
        Po kilkunastu minutach wolnego biegu byłam przy Wzgórzu Latawców. To właśnie tam latem puszczamy latawce z przyjaciółmi; Z Hari... Przez zmęczenie postanowiłam ominąć górę, zamiast przebiec przez nią; Ale  następnym razem, może w wakacje wejdę na nią - i zawieszę flagę!
        W kolejne kilka minut byłam już po drugiej stronie góry. Wczesną wiosną rosły na niej kwiatki, lecz teraz wiosna powoli się kończy ; Ale i tak jest pięknie!
        Zaczęłam myśleć czy ta kraina sera istnieje, wiem że jestem łatwowierna, ale ta polana może jednak nie istnieć.. Bycie w tej krainie sera musi być jak w niebie! Na tą myśl przyspieszyłam biegu, żeby móc się o tym jak najszybciej przekonać. Jednak nie zauważyłam, że właśnie mijam jakąś inną, dziwną polankę. Na pewno nie była moim celem, ale nie była typowa, biegały tam różne chrząszcze, Pszczoły i inne dość nietypowe dla polany rzeczy. Pewnie myślicie : “Co w tym dziwnego, że Pszczoły są na polanie?”. Oj wiele rzeczy, np. Fakt że walczą z jakimiś myszkami.
       Czekaj co? Z myszkami?! Muszę tam biec! Wzięłam jakiś patyk i pobiegłam. Mimo pożerającego mnie od środka strachu- wiedziałam, że muszę biec, pomóc moim braciom i siostrom.
     Pobiegłam w ciszy, która wydawała mi się tak strasznie głośna… Teraz muszę walczyć. Wzięłam mojego patyka i zaczęłam dźgać chrząszcza… Na początku bez żadnych skutków, później poszło łatwiej.
     Po kilkudziesięciu minutach wspólnej pracy pokonaliśmy ich. Wtedy usłyszałam głos za moimi plecami.
-Hej, kim jesteś? - Zapytał przyjaźnie Szczurek, który walczył w mojej grupie.
-Kana jestem, miło mi - powiedziałam z uśmiechem.
-Jestem As1, również mi miło! - odpowiedział po czym zapytał. - Jak się tutaj znalazłaś? Najbliższa wioska jest dość daleko…
-Biegnę na polanę sera! Chcesz ze mną? - Odpowiedziałam podekscytowana.
-Pewnie, wiem nawet gdzie jest! To już niedaleko!
-Naprawdę?! To na co czekamy?! Biegniemy!!!
        Po drodze wymienialiśmy się doświadczeniami o naszej krainie. Podobno był kiedyś na wzgórzu latawców i leciał z jednym z nich! Opowiedziałam mu o tym, jak mój znajomy pomylił norki i próbował wejść do mojej, bardzo go to rozbawiło!
   Po kilkudziesięciu minutach usłyszałam radosny głos
  -To tutaj!- powiedział As1.- Już za tym pagórkiem
-Jestem taka szczęśliwa! Ciekawe ile tam jest sera; Czy są jakieś myszki!- Krzyknęłam ze szczerą radością- Dziękuję za wskazanie drogi, As!
-Nie ma sprawy! Sam się tam wybierałem, ale- zawiesił się- zobaczyłem, że jakieś myszki walczą i wiedziałem, że muszę pomóc.
-To tak jak ja!- i po chwili dodałam- O ja nie mogę, ale tu pięknie!
-Tak! Wiedziałem, że dobrze będzie tu przyjść w majówkę!
-O, są też inne myszki!- Przyjrzałam się- Popatrz, tamta myszka w masce psa to Hari!
-To super! Czas do nich dołączyć!- Przebiegł do przodu- Chodź- powiedział tak cicho, złapał mnie za łapkę i pobiegliśmy razem.
         Teraz to na pewno jestem w niebie! Lepiej być nie mogło, a na dodatek znalazłam koleżankę, która już dawno wyjechała. Nigdy stąd nie odejdę!
                      Koniec
----------------------------------------------------------------------------------------

Majówkowa podróż... niezwykła..
Zaaalogowany#0984

Pewnego ranka kiedy Kana wstała to zauważyła w kalendarzu coś... coś niezwykłego! Spojrzała w kalendarz z zaznaczoną datą – 1 maj! Tak, dokładnie, majówka! 
¬- Będzie zabawa! – Pomyślała. – Myślę że pojadę z Mrkapii i Mesmerą nad morze. Pójdziemy na lody!
Gdy już obmyła w łazience twarz i już się bardziej przebudziła zadzwoniła do Mrkapii i Mesmery.
- Hej Mrkapii! Pojedziemy dzisiaj gdzieś?
- Hejka! Bardzo chętnie. Widziałem nowy park trampolin w naszym mieście!
- To możemy tam pojechać. O której?
- Pasuje Ci 12?
- Jasne! Spotkajmy się pod sklepem CK.
- Okej! Paa!
- Pa!
Gdy już nadeszła 12:00 wszyscy spotkali się pod tym sklepem.
- No to jedziemy. – Powiedział Mrkapii – Ja prowadzę!
- Przejdźmy się  - zaprzeczyła Kana – Proszę!
- No dobrze. – Dał za wygraną Kanie.
 Poszli do parku i Kana powiedziała –
- O! To jest K&B&C House. Byłam tam kiedyś w Gdańsku.
 - Ja też 
Zabawa trwała lecz nadeszła chwila gdy... zadzwonił do Kany jej prześladowca zapisy jako: Robert Hlicz. Dziwne – miał inny numer a był zapisany. Numer miał.. nie to że inny lecz, dziwny. Numer brzmiał: 333 444 111. Podejrzane. Odebrała telefon – usłyszała: Masz czterdzieści osiem godzin na danie w śmietniku czterysta tysięcy. Śmietnik pod Calvin Kleinem.
Rozłączyła się... po czterdziestu ośmiu godzinach – nikt jej nie zobaczył i nikt jej nie usłyszał. 
KONIEC

----------------------------------------------------------------------------------------------

Sarada8585
Nie mogłam już się doczekać tego dnia, oczekiwałam na ten moment. Miała się zacząć majowa przerwa, a to też oznaczało że będę miała więcej czasu dla siebie, i oczywiście też dla innych.
Śniło mi się, że już sobie biegałam po łąkach, szukałam serka w różnych polach i lasach.
Otworzyłam w końcu oczy, była dziewiąta rano. Szybko zawiązałam sobie włosy w koka, przypięłam sobie kokardkę na ucho, i ubrałam inne dodatki na moje biało-niebieskie futerko. Zeszłam na dół po śniadanie. Tam zastałam jeszcze siostrzyczkę, która jak zwykle mnie nazwała aniołem, ponieważ mam na imię Andżelika, często mnie tak nazywają ale nie przepadam za tą ksywką. Byłam już gotowa, by móc wyjść na zewnątrz. W naszym świecie nie ma ciągle tylko norek, i polan. W dzisiejszych czasach co chwilę zmieniają się mapy, można spaść, a podziemnym przejściem i tak się znajdziesz na miejscu, na następną mapę. Na liście trybów gry znalazłam jeden, który się nazywał parkour. Weszłam tam, by sprawdzić na czym polega. Był bardzo trudny, nie mogłam nawet przejść jednej przeszkody. Jednak natychmiastowo gdy spadłam natychmiastowo znów się znalazłam na poprzednim miejscu, mapa trwała 18 minut. W końcu udało mi się przejść 1 przeszkodę, kucnęłam by odpocząć przy konfetti, a ono zniknęło. Zorientowałam się że trzeba je zbierać. Tylko co one dawały? Spróbowałam przejść kolejną, ale spadłam. Odrodziłam się w miejscu gdzie ono było. Myślałam że już wszystko wiem o tym trybie. Przeszłam do 4 przeszkody. W tym samym czasie pierwsza osoba przeszła mapę. Spytała się czy potrzebuję pomocy. Skłamałam, że wiem jak to zrobić, tylko dziś mam zły dzień. Nie byłam zbyt otwarta na innych bo nieraz się spotkałam przez to z nieprzyjemnościami. Kłamanie mi nie wychodziło za dobrze, więc myszka udała że tego nie słyszała, i mi pokazała, że może wyczarować balona. Powiedziała mi żebym skoczyła na obiekty które się pojawiały raz za razem. Zdziwiłam się, z jej pomocą udało mi się przejść poziom szybciej niż połowie myszy. Z każdą minutą byłam bardziej doświadczona, aż w końcu na jednej mapie weszłam pierwsza. Musiałam już wracać na podwieczorek.
Spytałam się jej o imię, i zaprosiłam znajomą do siebie. Zjadłyśmy po dwie truskawki i 2 plasterki sera. Poszłyśmy potem pograć w moim pokoju w uno. Wygrałam pięć razy z rzędu, a Elise się poddała. Pograłyśmy jeszcze w racingi, a potem poszłyśmy na łąkę obok mojej norki. huśtałyśmy się na huśtawkach, a potem kręciłyśmy się na karuzeli, próbując złapać ser, który był na jej środku.
Poszłyśmy już do swoich domów, bo byłyśmy zmęczone. Umówiłyśmy się jutro na grę w gorącego ziemniaka. Zasnęłam szybko, bo chciałam już żeby było jutro. Obudziłam się o 10, szybko się zebrałam i o 13 przyszłam na łąkę. Przyjaciółka już czekała. Bawiłyśmy się, nagle obok nas stał nieznajomy z nożem. Musiałyśmy się szybko naradzić.
Chowamy się? - spytałam – Czy uciekamy? - zobaczyłam że nieznajomy był coraz bliżej
Padnij! - powiedziała Elise, która nas zrzuciła na trawę gdy mysz się zamachnęła przedmiotem
Uciekłyśmy szybko, nie wiedziałyśmy gdzie jesteśmy ani ile czasu minęło, ale przenocowałyśmy na kanapie w jakimś hotelu. Cena była droga, ale czego się spodziewać – niedługo okazało się że to był luksusowy, pięciogwiazdkowy i najlepszy hotel w całym kraju. Następnego dnia poszłyśmy szukać naszego miasta, jednak miałyśmy problem, bo dopiero niedawno nauczyłyśmy się czytać, i niektóre literki nam się myliły. Po dwóch godzinach drogi postanowiłyśmy się zatrzymać na pewnym placu zabaw. Tam Elise mi powiedziała że mimo że się urodziła w Polsce, w wieku 2 lat wyjechała do Czech. W dniu w którym się poznałyśmy, wróciła do swojego kraju i będzie chodzić do nowej szkoły i się trochę boi. Spytałam jej się do jakiej – okazało się że będzie chodzić do tej klasy co ja. Przypomniałam sobie w tej chwili miejsce w którym jesteśmy, poszłyśmy z niego przed szkołę, bo z tego miejsca znałam drogę do norki. Wszyscy się o nas martwili, a w tej chwili mi się przypomniała twarz tamtej osoby – to był Rafał z jej klasy. Planowałam z początku mu dokuczyć czymś jutro, ale szybko się rozmyśliłam. Przez ten cały incydent, dużo czasu spędziłam z koleżanką. Nie mogłam się doczekać jutra. Umówiłyśmy się już że będziemy siedzieć razem w ławce, oraz że się u mnie spotkamy po szkole, a zrobimy mu psikusa kiedy indziej. Chwilę później poszłam do łóżka, i jeszcze długo zanim zasnęłam, rozmyślałam o naszej przyjaźni. I tak minęła mi przerwa majowa. Chociaż myślałam że ją spędzę głównie z rodziną, jak zawsze, jestem zadowolona z mojej majowej przygody.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Majówkowa Przygoda
autor: Nadzieja
Narrator: Nadzieja (pierwszoosobowy), Obserwator (trzecioosobowy, wszechwiedzący, wszechobecny)
Bohaterowie: Nadzieja, Firletka, Mesmera, Mrkapii

Przebudziłam się. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie naprzeciw łóżka - godzina 8:30. Pomyślałam sobie: dzisiaj sobota, piękny majowy poranek, mogę pospać jeszcze chwilę dłużej, nic się nie stanie. Jednak zapomniałam o tym, że na godzinę 9:00 umówiłam się z Firletką w Wiosce, skąd miałyśmy wyruszyć na wycieczkę. Położyłam się na drugi bok, owinęłam się kocem i zamknęłam oczy. Stało się - zasnęłam niczym Królewna Śnieżka, jednak różnimy się tym, że nie zjadłam magicznego jabłka, które mnie uśpiło. Może tylko kilka truskawek... Dochodziła godzina 9:00 a ja spałam w najlepsze. Tymczasem Firletka, która czekała z plecakiem wypchanym serem po brzegi zaczęła wypytywać mieszkańców wioski o godzinę. Zaczęła rozmyślać, że może umówiła się z Nadzieją na inną godzinę. “Nie, to raczej nie możliwe” - mówiła Firletka w myślach. Postanowiła założyć plecak i udać się do Chatki Plemiennej, gdzie Nadzieja mieszka. 
Kiedy Nadzieja nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaspała, Firletka szła w kierunku domu Marzycieli. Smutno jej, że Nadzieja nie przyszła na umówione spotkanie, ma nadzieję, że nic złego się nie stało w Chatce Plemiennej. Na myśl o tym, że Nadzieja potrzebuje pomocy przyspiesza swój krok. W drodze mknie przez las, w którym wydaje jej się wyjątkowo pusto. Wcześniej słyszała różne legendy, które opowiadały o tym miejscu... wydaje jej się, że to tylko bajki. Mówiły one o potężnych potworach – osach, żukach, ropuchach, które zamieszkują tutejszy las i atakują bezbronne myszki. Według tych opowieści zwierzęta te mają specjalne moce. Na ile to prawda? Firletka idąca przez owy las nie zaobserwowała żadnego gada ani owada, który by ją zaatakował. Zbliżała się już do końca lasu – z dala widziała prześwit i miasto Plemion. W tym mieście swój dom mieli Marzyciele. “A może Nadzieja spotkała jakiegoś wroga w lesie i została porwana?!” - taka myśl przeszła przez myśl Firletki. Zaczęła biec. Biegła, ile sił w nogach tak, aby jak najszybciej dotrzeć do domu Nadziei. Przed samym wyjściem upadła potykając się o skałkę. Na szczęście nic się nie stało, szybko się pozbierała i wzięła plecak. Podnosząc z ziemi usłyszała dziwne dźwięki, z początku nie wiedziała czy to jej wyobraźnia płatająca figle, czy rzeczywiście nie była sama wśród drzew *kum, kum*. Spojrzała za siebie... ‘’Aaaaaaaaaaa! Pomocy! Ratunku! Ropucha!”. Firletka wstała i szybko zaczęła biec, cała wystraszona. To, co dotychczas było nazywane legendą okazało się prawdą. W końcu udało się jej wybiec z lasu, gdzie czuła się bezpieczna, dotarła do miasta Plemion. Tam zaczęła rozglądać się za Chatką Plemienną Marzycieli, gdzie mogłaby zastać Nadzieję lub spytać się kogoś z plemienia, czy nie widział jej. Dotarła pod drzwi, gdzie zaczęła pukać. Niestety nikt nie otwierał... cisza... chociaż chwileczkę - Firletka usłyszała zza drzwi jakoby mysz stawiającą kroki. Zapukała jeszcze raz i usłyszała głos ‘’Już idę, proszę chwileczkę poczekać!’’. Tak jak jej przykazano, Firletka zaczekała, jednak było jej smutno, że to nie był głos Nadziei. Dom otworzyła jej Mesmera, która piła serowy koktajl.
- Ach, witaj Firletko, miło Cię widzieć - rzekła gospodyni domu Mesmera.
- Dzień dobry Królowo Zieleni, przyszłam tylko na chwilkę sprawdzić, czy w Chatce jest Nadzieja. Wiesz, byłyśmy umówione na 9:00 w Wiosce, miałyśmy udać się na majówkową podróż w góry, jednak Nadzieja nie przyszła. Czy jest w środku? - zapytała zdyszana Firletka.
- Wiesz, dopiero wstałam. Pójdę sprawdzić, czy jest w pokoju. Poczekaj moment, możesz na kanapie. Proszę bardzo, nie krępuj się, zapraszamy serdecznie.
- Dziękuję bardzo, poczekam cierpliwie.
W czasie, gdy Mesmera poszła na górę po schodach do pokoju Nadziei, z łazienki wyszedł Mrkapii. Wytarł się ręcznikiem i przywitał się z Firletką. Zaproponował gościowi serowy koktajl na co myszka przystała. Kiedy już napoje zostały przygotowane, dosiadł się do Firletki i zaczęli rozmawiać na temat legendy o atakujących zwierzętach zamieszkujących lasy nieopodal Wioski.
- Tak, oczywiście, że słyszałem o tej legendzie - oznajmił Mrkapii – opowiadana już była wiele lat temu przez naszych przodków. Nie wiadomo skąd w naszej mysiej krainie wzięły się te zwierzęta i skąd w nich tyle złości, że atakują niewinne myszki. 
- Wiesz..., kiedy szłam przez las upadłam, a gdy się podniosłam ujrzałam wielką niebieską ropuchę, której wylewał się z buzi fioletowy śluz. Nie miałam czasu się dokładnie przyjrzeć, tak strasznie się bałam. W dodatku myślałam, że któraś z tych żab mogła skrzywdzić Nadzieję. Chciałabym, aby nic się jej nie stało i była bezpieczna. - zaczęła rozpaczać.
- Nie martw się Firletko, na pewno Nadzieja jest w swoim pokoju i zaraz tutaj zejdzie do nas. Zaciekawiło mnie to, co mi opowiedziałaś. Chętnie bym poszedł do lasu, by przekonać się, czy rzeczywiście mamy się czego obawiać. Może chciałabyś mi pokazać miejsce, w którym spotkałaś ropuchę?
- Ojeju, Mrkapii! Przecież to niebezpieczne! - zaprotestowała Firletka.
W tym momencie słychać było schodzenie ze schodów. Szłam zaspana wraz z Mesmera- Nadzieja! Ty żyjesz! Tak się o Ciebie martwiłam! - krzyknęła Firletka.
- Która godzina? Yyyyyyyy... nie powinnaś czekać w Wiosce? Czy... czy ja zaspałam? - wymówiła Nadzieja.
- Dzień dobry Nadziejo, jest godzina 9:30. Firletka przyszła do Chatki, ponieważ martwiła się o Ciebie.
- Naprawdę, rajusiu. Przepraszam Firletka, tak mi się chciało spać... to co możemy się zbierać w podróż w góry? - zapytała Nadzieja.
- To dobry pomysł, na pewno użyjecie z tej wyprawy - stwierdziła Mesmera.
- A może wybierzemy się w czwórkę do lasu? Co Wy na to, aby zbadać niezmierzone dotąd tereny? Może spotkamy kogoś ciekawego? - zaproponował Mrkapii.
- Absolutnie na to się nie zgadzam, nie możemy narażać dobra naszych małych Marzycieli - zaprotestowała Mesmera.
- A może... może powinniśmy tam wrócić i w razie niebezpieczeństwa ostrzec innych mieszkańców miasta Plemion i Wioski o tym kto zamieszkuje las? - zaczęła zastanawiać się Firletka.
- Pójdę wszędzie, tylko pozwólcie mi się umyć i zjeść kawałek sera... ach, jeszcze muszę fryzurę zrobić specjalnie na taką okazję. - stwierdziła Nadzieja.
- Dobrze – tylko musicie jedno obiecać - powiedziała Mesmera – wszyscy wrócą cali i zdrowi.
- Umowa stoi! - odpowiedzieli wszyscy.
Kiedy to już wszyscy byli gotowi (a zwłaszcza ja, na którą czekali pozostali) wyruszyliśmy w drogę. Obraliśmy kierunek: las. Nikt nie wiedział czego się spodziewać. Mrkapii szedł z przodu, odważny, pewny siebie, jakoby był gotów stanąć oko w oko z potworem. Zaraz za nim Firletka z Mesmerą, które dzieliły się swoimi obawami na temat wyprawy. Przygotowywały też plan ucieczki, gdybyśmy zostali zaatakowani przez ropuchę lub inne zwierzę. Na końcu szłam ja. Najedzona, umyta, a co najważniejsze wyspana. Nie mogłam na nic narzekać... jedynie na bolące nogi. Dotarliśmy do wejścia na ścieżkę, która prowadzi wgłąb lasu. Królowa Zieleni Mesmera rozdała nam wszystkim roślinne kompasy na w razie, gdyby któreś z nas się zagubił. Trzymaliśmy się razem, szliśmy wolnym krokiem w poszukiwaniu tajemniczych zwierząt. Mrkapii z oddali dostrzegł skałkę, która wpadła mu w oko. Była nietypowa - żółto-czarna w paski. Kiedy do niej podeszliśmy stwierdził, że nigdy nie widział takiego okazu i podniósł ją. Nagle ‘’skałka’’ zaczęła się ruszać... czy to na pewno skała? - to pytanie miał każdy z nas w myślach. W oczach Mrkapii pojawiło się zdumienie a zarazem strach, nie wiedziałam, jak ocenić jego wyraz twarzy. 
- Uważaj Mrkapii, to może być groźny owad polujący na biedne myszki. Kolory rzeczywiście przyciągają, ale czy skała powinna się ruszać? - ostrzegła Mesmera.
- Wiecie... to chyba nie ze skałą mamy do czynienia. - podsumował Mrkapii – to pszczoła!
- Ratujcie się póki możecie, uciekamy!!! - krzyczała przestraszona Firletka
- Zaczekaj kochana, spokojnie. Wydaje się niegroźna. - Podeszłam do pszczoły, była cała wystraszona. Kiedy ją zaczęłam głaskać po główce otworzyła oczy pełne łez. Smutno mi się zrobiło na jej widok. - Mrkapii daj mi ją - odrzekłam stanowczo.
- Nadzieja nie, a co jeśli Cię użądli!? - pytała Firletka.
- Wygląda na łagodną, nie powinna nas atakować - powiedziała Mesmera.
Kiedy wzięłam ją na ręce przytuliła mnie. Czuła się bezpieczna, traktowała mnie jak matkę, u której boku będzie zawsze czuła się dobrze. Spytałam się pszczółki ‘’Dlaczego płaczesz, co się stało?’’. Nikt się nie spodziewał, że owad mi odpowie i to jeszcze w naszym języku.
- Bzzzzzz... dziękuję za pomoc... próbowałam chronić las przed złymi owadami - powiedziała pszczoła.
- A więc to prawda! Legenda jest prawdą! - krzyknęła Mesmera.
- Bzzzzzz... tak, w lesie znajdują się zwierzęta takie, które krzywdzą innych. Bzzzzzz... ale są też dobre owady, które żyją w zgodzie z myszkami. Bzzzzzz... wasi przodkowie opiekowali się nami dopóki w naszym środowisku nie pojawiły się te wielkie mutanty. 
- Musimy je znaleźć i pomóc im! - stwierdził Mrkapii.
Poprosiliśmy pszczółkę, aby zaprowadziła nas do przyjaznych owadów, które pomogą nam w przyszłości pozbyć się z pobliskich lasów wielkich zwierząt potworów. Trafiliśmy na łąkę, gdzie znajdywali się przyjaciele pszczółki: żuczek, ważka i pajączek. Każdy z nas zabrał po jednej zabłąkanej istocie do miasta Plemion, gdzie pokazaliśmy pozostałym mieszkańcom, że te zwierzęta potrzebują naszej pomocy. Wkrótce wrócimy tam z większą armią mysz i owadów, aby pokonać złe ropuchy i inne mutanty. Teraz, już nie pojedziemy w góry - będziemy uczyć się w plemieniu na temat naszych nowych pupilów. Najbliższe majowe dni spędzimy razem na zabawie i poznawaniu siebie i swoich owadów. Trzeba korzystać z pierwszych ciepłych dni. A może jutro wybierzemy się nad jezioro z naszymi nowymi przyjaciółmi?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Smaczne_haribo
Mesmera oznajmiła nam że idziemy wywiesić flagę w głównej siedzibie plemienia, która była położona daleko w lesie. Mesmera i Mrkapii byli tam dość dawno, więc mogli lekko zapomnieć trasę, ale mimo to stwierdzili, że trafią. Wyszliśmy wszyscy razem około 15.30 było dużo słońca. Mrkapii szedł na początku, a Mesmera pilnowała końca. W którymś momencie ja- Hari, powiedziałam, że Kana gdzieś zniknęła. 
Mrkapii i Mesmera zarządzili wielkie poszukiwania Kany. Mieliśmy się rozejść na wszystkie strony i jej poszukać. Ja znalazłam tylko żuczka i papierek po batoniku Kany, nie wiem jak ale był na głównej drodze. No cóż, może był kogoś innego. Podeszłam do Mrkapiego który już chciał wzywać służby ratunkowe. Wykręcił numer na policję. Powiedział że jesteśmy w lesie im. Tigrounette i jedna osoba się zgubiła. Podał wszystko bardzo dokładnie. Przyjechali w momencie kiedy usłyszałam głos rozmowy Mesmery z… Kaną! 
-Mówiłam Ci, że będę pod siedzibą ;-; - powiedziała poddenerwowana Kana- liczę że nikogo nie powzywaliście. 
-Mam nadzieję. 
- A jednak. 
Lecz wszystko się wyjaśniło. 
Koniec.

Zwycięzcą zostaje: Kana
Drugie miejsce zajmuje: Sarada8585 oraz Nadzieja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz