22 lipca 2020

Niesamowita podróż - wyniki

Nie będę dużo pisać, zapraszam do czytania opowiadań! Polecam przed czytaniem zaparzyć sobie herbatkę lub kawę i wziąć jakieś ciacho.

Deazzly
Trzy myszkieterki i zły czarnoksiężnik

Wędrowaliśmy od pięciu dni.
Jeśli spytacie mnie, skąd to wiem, to odpowiem wam, że nie mam pojęcia. Jestem myszką, a myszy nie mają poczucia czasu, prawda? Po prostu stwierdziłam, że brzmi fajnie. ,,Wędrowaliśmy od pięciu dni". Tak poważnie. Nasza wyprawa była bardzo poważna.
Gdzie skończyłam? A, tak. Wędrowaliśmy już jakiś czas. Łapki bolały mnie od nieustannego marszu, ale nie poddawałam się, podobnie jak moje towarzyszki, które dzielnie dotrzymywały mi kroku. W brzuszku już mi burczało i coraz częściej myślałam o kolacji... Na myśl o serku i truskawkach ciekła mi ślinka. Wiedziałam jednak, że nie możemy się zatrzymać. Jeszcze nie. Dzień nie dobiegł końca, a my nadal nie znalazłyśmy norki, w której miałyśmy się zatrzymać na noc. Tam czekała na nas reszta mysiej brygady, zwanej Marzycielami. A przynajmniej taki był plan. Byłyśmy jednak na tyle doświadczone, że wiedziałyśmy, iż plany mogą ulec zmianie i wtedy zaczynają się kłopoty.
— Daleko jeszcze? — zapytała Smaczne_haribo, która szła na samym końcu i zamykała nasz korowód. —  Łapki mi odpadają.
—  Nie marudź —  zbeształam. —  Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
—  Mogę sięgnąć sobie truskawkę? — Przednia łapka Haribo zbliżyła się do woreczka, który niosła na grzbiecie, jednak zmierzyłam ją spojrzeniem.
—  Nie robimy postoju.
Haribo pisnęła coś pod nosem, ale posłusznie ruszyła dalej.
Powoli się ściemniało. Słońce ładnie chowało się za chmurami, które zostały wkrótce przysłonione koronami drzew, kiedy weszłyśmy do lasu. Zbliżałyśmy się do norki coraz bardziej i coraz bardziej rósł mój niepokój. Nie szłyśmy przecież w odwiedziny do cioci ani na pogaduszki. Brałyśmy udział w bardzo ważnej misji, której spotkanie z Marzycielami było jedynie częścią. Dopiero teraz, tak naprawdę, zaczynał się najważniejszy element.
— Pamiętasz drogę, Deazzly? —  zapytała mnie Wexxxa, która dotychczas milczała. Zwykle siedziała cicho i odzywała się, gdy naprawdę miała coś ważnego do powiedzenia. Ceniliśmy ją bardzo: zawsze miała w zanadrzu dobrą radę, której potrzebowaliśmy w najgorszym momencie.
Przystanęłam na chwilę, chcąc skupić się na zapachach. Zapach norki był bardzo charakterystyczny, słodki: był jak truskawka na serku – wręcz idealny. To był jednak taki serek dla duszy. Ten dla brzucha niosła Smaczne_haribo i wcale nie była zadowolona ze swojej kolejki.
— Poczułam zapach — oznajmiłam w końcu, odpowiadając jednocześnie na pytanie. Wszystkie podążyłyśmy za nim, a on nasilał się z każdym naszym krokiem. Przesuwałyśmy się niczym... cóż, myszki: niezauważone i cichsze od wiatru. Chowałyśmy się w cieniu, nadstawiałyśmy w uszu i czułyśmy bicie serca coraz szybciej. (A serce myszki bije bardzo, bardzo szybko).
W końcu stanęłyśmy przed norką. Wszystkie byłyśmy najszczęśliwsze na świecie, bo wiedziałyśmy, że teraz będzie tylko łatwiej. Nie będziemy już same. Całe plemię Marzycieli stanie teraz u naszego boku. I da się wyspać. I może jedzenia. Tylko nie serka i truskawek, proszę!
— Co teraz? — zapytała Haribo, co rusz zerkając na pakunek na jej grzbiecie. Sama poczułam się bardzo głodna.
—  Idziemy się przywitać — odparła Wexxxa takim tonem, jakby to była oczywistość. —  I musimy spotkać się z Szamanem.
Weszłyśmy do norki i podążyłyśmy krętymi korytarzami w stronę głównej sali. To tam mieliśmy spotkać się z szeregowymi Marzycielami, czyli takimi, którzy nie pełnią ważnych funkcji, tylko wspierają. Co nie oznacza, że sami w sobie nie są ważni, o nie! U Marzycieli każdy ma wartość, którą może okazać w różny sposób.
Gdy tylko pojawiłyśmy się w sali, rozległy się okrzyki. Myszki witały nas, piszczały, przytulały i rzucały serem. (Takim dobrym, świeżym serem, wiecie). Cieszyłyśmy się, że wreszcie jesteśmy wśród swoich. Te kilka dni (a może tygodni? Kto wie) spędzone tylko w gronie czterech osób były naprawdę męczące. Myszki dawały poczucie wspólnoty, rodziny, kogoś, do kogo można się zwrócić z każdą sprawą. Było ich tak dużo, że na pewno znalazło się nić porozumienia chociaż z  setką.
— Witajcie! — powtarzałyśmy w kółko. Każdy chciał przywitać się i zamienić choćby słowo, ale nie miałyśmy na to czasu. Musiałyśmy jak najszybciej spotkać się z Szamanem.
— Tędy —  oznajmiła Wixxxa, wskazując łebkiem wejście do kolejnej groty.
Przełknęłam ślinę. Przed każdym spotkaniem z Szamanem czułam zdenerwowanie, bo była to bardzo ważna osobistość. Przewodniczyła naszemu plemieniu, była oazą spokoju i zawsze wiedziała, co robić. Stanowiła również źródło mądrości duchowej i dysponowała magicznymi mocami, które w naszej sytuacji mogły się okazać bardzo przydatne.
Grota kryła się w mroku. Jedyne źródło światła dawały lampiony z owoców, poustawiane wzdłuż ścieżki prowadzącej do tronu Szamana. Nie zauważyłyśmy nikogo wokół nawet pomimo naszego dobrego słuchu i węchu. Wiedziałyśmy jednak, że nie jesteśmy same; Szaman nie musiał ujawniać się przed nami, żebyśmy były świadome jego obecności. W końcu zgłębił tajemne moce i potrafił się nimi posługiwać.
—  Witajcie, Myszkieterki —  rozległ się spokojny, głęboki głos. Ciarki przeszły mi po pleckach. — Dobrze, że jesteście. Oczekiwaliśmy was z niecierpliwością.
—  Spieszyłyśmy do was, Myszekscelencjo — odparła Wixxxa, bo ona, jako najstarsza z nas, miała prawo rozmawiać z Szamanem. — Jednak nie wszystko szło po naszej myśli. Byłyśmy śledzone przez Koty, a nie chciałyśmy doprowadzić ich tutaj.
— Rozumiem. —  Szamanka odetchnęła. —  Dobrze, że dotarłyście do celu. Jakie macie informacje?
Wexxxa zawahała się. Wiedziała, że to, co powie, nie spodoba się przywódczyni.
— Armia Eksmyszekscelencji jest coraz silniejsza —  pisnęła w końcu. — Kapłan Hypnos... to znaczy... Czarnoksiężnik... zbiera siły. Widziałyśmy jego myszy i inne stworzenia niemal przez cały czas.
— Widziano was?
—  Starałyśmy się ukrywać, jednak często łapali nasz trop. Nie tak łatwo im uciec.
— Czy któraś z was jest ranna?
—  Wszystko z nami w porządku, pani.
Szamanka milczała przez chwilę, jednak wiedziałyśmy, że nie wypada nam się odezwać. To ona decydowała, kto kiedy mówi.
—  Hypnos szykuje się do wojny. —  To było stwierdzenie faktu, nie pytanie.
Wexxxa zawahała się ponownie.
— Ale... z nami? Jego pierwszym, najważniejszym kiedyś plemieniem? Miejscem, z którego wyrósł?
Szamanka pozwoliła sobie na cichy śmiech.
— Na tym to polega, Myszkieterko. Nasi przyjaciele odwracają się od nas, zawodzą. Pragną zemsty, by odpłacić nam za krzywdy, które im wyrządziliśmy. Naszym obowiązkiem jest przyjąć konsekwencje naszych czynów.
—  Nawet, jeśli oznaczają wojnę? — zaryzykowała Wexxxa.
Smaczne_haribo spojrzała na mnie. Ona również nie była zachwycona perspektywą walki z kimś, z kim kiedyś bawiłyśmy się w lesie w chowanego. Wiedziałyśmy jednak, że Hypnos nie jest już jednym z nas. Teraz był zdrajcą, który chciał zniszczyć Marzycieli, kiedy zamiast niego do roli Szamanki została wybrana Povija. Wściekł się i poprzysiągł zemstę za upokorzenie, którego w jego mniemaniu doświadczył. Przez wiele lat nawet wiatr o nim nie wspominał, aż w końcu, pewnego dnia, kiedy już wszyscy myśleli, że odpuścił i ruszył dalej, powrócił z wiadomością: Strzeżcie się.
A teraz osoba, która w niebezpośredni sposób wywołała to zamieszanie, siedziała przed nami na tronie w pióropuszu szamańskim. Starałam się nie mieć mieszanych uczuć, bo przecież była przywódczynią i musiała wiedzieć, co robi, prawda? Ale nie uśmiechało mi się walczyć z Hypnosem. Był potężny. Szkolił się razem z Poviją w sztukach magicznych i choć mógł być od niej słabszy, na pewno nie był słaby. Znał magię i miał kontakty wśród tych wszystkich stworów, którymi straszyli nas rodzice przed pójściem spać.
Naprawdę chciałam się wtedy schować pod kołdrę.
Ale byłam Myszkieterką. Nie mogłam tak po prostu schować się pod kołdrę.
(A może jednak?).
(Nie, Deazzly. Nie możesz).
— Czy powinniśmy poinformować resztę? —  zapytała Wexxxa, wyrywając mnie z zamyślenia.
—  Już wiedzą — odparła Szamanka. —  Dlatego tak się cieszą z waszego przybycia. Nastąpiła zmiana planów.
Och, oczywiście, że nastąpiła.
— Jesteście Myszkieterkami — ciągnęła przywódczyni. —  Najodważniejszymi myszkami w plemieniu. Przeszłyście przez pustynie, ocaliłyście wiele istnień  równie wiele wspomogłyście w walce. Dzisiaj przyszła kolej na następne, równie ważne zadanie. Odegracie w tym starciu jedną z najważniejszych ról, a może i najważniejszą.
(Tu jeszcze raz zastanowiłam się nad schowaniem się pod kołdrę).
— Co mamy robić, Myszekscelencjo? —  zapytała Wexxxa, choć wiedziałam, że wcale nie chce tego wiedzieć.
— Zakradniecie się do zamku Hypnosa i ukradniecie jego pióropusz.
Miałam wrażenie, że w grocie nagle zrobiło się ciszej, choć to niemożliwe, bo oprócz nas nie było tam nikogo. Ale słowa Szamanki sprawiły, że na moment wszystko zamarło.
Przecież to niemożliwe. Nie da się ukraść pióropusza.
— Hypnos dostał go jeszcze na naszym szkoleniu — powiedziała przywódczyni. —  To z niego czerpie siłę i dzięki niemu może czarować. Jeśli nie będzie go mieć, nie będzie w stanie używać magii, co bardzo by nam pomogło w ostatecznym starciu.
— Ten pióropusz jest na pewno bardzo dobrze strzeżony — zauważyła Wexxxa. — Jak mamy się do niego dostać?
—  Dostaniecie jeszcze trzy myszy do pomocy. Musicie zakraść się do komnaty Hypnosa, gdzie według naszych informacji go przechowuje, i przynieść go do nas. Nie niszczyć, nie uważywać, tylko przynieść. Tylko tu będzie bezpieczny. Nikt go nie odbierze. Musicie działać szybko, najlepiej jeszcze dzisiaj. Dostaniecie tyle sera i truskawek, ile zdołacie udźwignąć, i wyruszycie. Nasze życie od tego zależy.
Spojrzałyśmy po sobie. Faktycznie, etat Myszkieterki nigdy się nie kończy. Już myślisz, że będzie ci dane się wyspać, a tu się okazuje, że jednak nie.
— Wyruszymy jeszcze dzisiaj, pani — obiecała Wexxxa, po czym czmychnęłyśmy z groty.
— Potrzebujem sera — wystrzeliła od razu Haribo, korzystając z okazji, że już może się odzywać. —  I truskawek. Padam z łapek.
Przyznałam jej rację.
—  Weźmiemy jeszcze kilka osób, zapasy i biegniemy. Do zamku jest daleko, ale jeśli utrzymamy tempo, powinnyśmy być tam przed świtem.


*****

Kiedy Myszkieterki wybiegły, w grocie znów zapanowała cisza. Povija leniwie przeciągnęła się na tronie i ziewnęła. Siedzenie tam było takie męczące! Nic tylko siedzieć i mówić. Nawet czar jej ostatnio nie wychodziły. Nie mogła też według tradycji wychodzić do groty, która była miejscem nieświętym, więc tkwiła w tym ciasnym i ciemnym miejscu niemal cały czas. Nawet posiłki przynoszono jej do środka na srebrzystym listku.
Już miała zamiar uciąć sobie krótką drzemkę, kiedy nagle przed jej główką pojawiło się małe światełko, które zaczęło rosnąć i przybierać niebieską barwę. Wkrótce ujrzała przed sobą portal, a po drugiej stronie swojego przyjaciela.
— Bądź pozdrowiona, Myszekscelencjo — odezwała się sarkastycznie mysz. — Leniuchujemy? Myślałem, że bycie Szamanem to jakieś ambitniejsze zadanie.
  — Czyżbyś był zazdrosny, Hypnosie? — odparła, przekomarzając się.
Mysz zachichotała.
— Skądże. Mam lepsze rzeczy do roboty. Między innymi część planu... A jak tam twoja?
Povija oblizała pyszczek.
—  A jak myślisz? Wszystko dopięte na ostatni guzik. Myszkieterki jeszcze dzisiaj wyruszą do twojego zamku.
Tego, w którym ma być mój pióropusz, ale go tam nie ma, bo masz go na głowie?
Dokładnie tak, przyjacielu. — Povija wyszczerzyła zęby. — A kiedy tam przybędą, czeka je bardzo miła niespodzianka w postaci nietoperzy. I wielu innych przyjemnych stworzeń, które są gotowe poświęcić wszystko, byle wojna doszła do skutku.
Jesteś królową zła.
Ja? — Povija zaśmiała się. — Nie, Hypnosie. Za nisko mnie oceniasz. Jestem cesarzem zła. Przekonasz się o tym w najbliższym czasie. A kiedy będzie trzeba, oboje zasiądziemy na tronie i połączymy plemiona Marzycieli i Trupicieli. Staniemy się potęgą.
A Myszkieterki?
Myszkieterki dowiedzą się o naszej mocy jako pierwsze.

Udział wzięli: Povija, Wexxxa, Hypnos, Smaczne_haribo i Deazzly
autorka: Deazzly#0000



Anvella
Lisia zaraza
 Dawno temu za górami, za lasami, za morzami żyło sobie plemię myszek – Marzycieli. Prowadzili dotychczas spokojne życie w lesie w pniu starego drzewa. Panowała między nimi harmonia i dozgonna przyjaźń. 
 Pewnego zachodu Słońca wszyscy siedli do stołu i zjedli na kolację wielki kawał sera. Po sytej kolacji zaczęli sobie opowiadać straszne historyjki. Zaczęła Mesmera – jedna z najstarszych w plemieniu, królowa zieleni. Z wielkim zapałem opowiadała swoją historię, aż nagle otworzyły się drzwi. Przed myszkami ukazała się Lizysss – jedna z przywódczyń sąsiedniego plemienia Psychopatycznych Płodów Zagłady. Byli zaniepokojeni, ponieważ wyglądała na chorą. Miała podkrążone, czerwone oczy i nadzwyczaj dziwnie spiczaste uszy. Ledwo wykrztusiła:
- Źle się czuję…
Rozgościli ją w jednym z ich pokoi i niedługo udali się do łóżek. W nocy obudziła się Anvella słysząc dziwne syczenie i walenie w drzwi. Udała się do pokoju Lizysss, otworzyła drzwi, a ona nagle się rzuciła na nią. Lizysss miała ogromny, rudy i puchaty ogon, ostro zakończone zęby i spiczaste uszy. Próbowała ją gryźć, aż nagle Anvella uderzyła ją w głowę lampką, którą miała pod ręką. Pobiegła do wodza – Mrkapiego. Wytłumaczyła mu co się stało, a on z zaniepokojeniem na twarzy powiedział:
- Tego się najbardziej obawiałem..
O świcie obudzili wszystkie myszki i ruszyli w drogę. Po wyjściu z ich chatki zauważyli obce, a zarazem znajome twarze. Były to Psychopatyczne Płody Zagłady, którzy zdążyli już zostać zarażeni. Na nich czele stał Michipol, który krzyknął:
- Brać ich!
Wszyscy zaczęli biec przed siebie, lecz niestety jedna z myszek – Povija, nie umiała tak szybko biegać. Bezwzględne lisy ją dopadły. Ostatkiem sił udało się jej wykrzyczeć:
- Uciekajcie!
Lisy ją dopadły, a Marzyciele uciekali dalej ze łzami w oczach po stracie ich ukochanej koleżanki. Udało im się znaleźć kryjówkę w kreciej norce. Przywitał ich mentor kretów, widać, że był bardzo oczytany i inteligentny. Anvella i Mrkapii byli w takim szoku, że nie potrafili nic powiedzieć. Nagle na ich czele wyszła Meow, która spytała mędrca:
- Czy wiesz coś o lisiej zarazie?
- Może wiem, a może nie. – Odparł stary kret.
- Hmm… chociaż…będę wiedział w zamian za kawał sera i truskawkę, słyszałem że to u was rarytas.
Myszki poczuły zakłopotanie, ponieważ przy ucieczce nikt nie myślał o zabieraniu niczego. Nagle przy Meow stanęła Asias, wyciągnęła ze swojej torebki kawałek sera i truskawkę. Kret z cięknącą już śliną z mordki zaczął mówić:
- Musicie udać się do morza, a teraz już uciekajcie, słyszę lisie syczenie!
W popłochu uciekli tylnym wyjściem z kryjówki kreta. Nie wiedzieli nic o żadnym morzu, nie wiedzieli gdzie uciekać. Po prostu biegli przed siebie jakąś godzinę, aż nagle Lekkoduch poczuł wodnistą ziemię pod swoimi łapkami. 
- Chyba jesteśmy już blisko! – Wykrzyczał.
Wszyscy Marzyciele już byli wycieńczeni ucieczką, aż nagle zza ich ogonków pojawiły się rozwścieczone Płody. Ostatkiem sił w łapkach Anvella zaczęła biec przed siebie. Nie widziała piękniejszego miejsca. Promienie Słońca i palmy, piękniejszego krajobrazu nie można sobie było wyobrazić. Wtedy coś znacznie ważniejszego miało znaczenie – uratowanie swoich przyjaciół. Wpłynęła do wody, a tuż za nią przybiegły zarażeni już Marzyciele i Płody. Zamknęła oczy z nadzieją, że nic się jej nie stanie i wszystko wróci do normy. Nagle Michipol spytał:
- Ej, czemu śpisz w wodzie?
Anvella otworzyła oczy i nie było żadnego śladu po żadnym z lisów. Oba plemiona zobaczywszy za sobą przepiękny nadmorski krajobraz postanowili zostać sojusznikami i osiedlić się nad morzem. Od tej pory czekały już na nich piękniejsze momenty spędzane razem wśród promieni Słońca.

~ Koniec
Napisała: Anvella#0000


Patkaaa1601#0000
Pewnego dnia Patkaaa1601, Asias1 i Ev_yuko umówiły się na spotkanie. Miało ono dotyczyć wyjazdu na wakacje. Każda miała pomysły, który można było zrealizować. Jeden z nich był bardzo wyjątkowy.
      - Hejka dziewczyny! – przywitała się Patka.
- Siemanko! – opowiedziały w tym samym momencie Asia wraz z Evy.
- Myślałyście coś o naszym wyjeździe?- zapytałam z zaciekawieniem.
- Ja myślałam nad wyjazdem na Antarktydę! Tam jest pełno słodkich pingwinków <3. – zaproponowała Yuko.
-Ja pojechałabym do Norwegii. Jest tam zimno, ale słyszałam, że latem jest większa temperatura niż w Polsce. – zasugerowała Pati.
-Ja słyszałam o takiej cudownej krainie. Nazywa się Kraina Słodkości i Marzeń. – powiedziała cichym głosem Asia.
- Uuu… To brzmi ciekawie. 
- Dziewczyny, nie ma co się zastanawiać. Pakujemy się i ruszamy do Krainy Słodkości i Marzeń! 
- Ruszamy! – powiedziały chórem dziewczyny.
Podróż minęła świetnie, każdy się dobrze bawił. Po drodze koleżanki spotkały bardzo słodkie i urocze  liski. Wszystkie stwierdziły, że chciałyby oswoić takie zwierzątko.
- Ok, dojechaliśmy na miejsce. – stwierdziła Patka.
- Serio?! Nie zauważyłam hahaha. – zażartowała Evy.
- Dziewczyny słyszycie to? – zauważyła Asia.
Odwróciły się i zobaczyły armię lisków, które zajęły całą Krainę Słodkości i Marzeń. Nagle do nich odezwała się królowa Povija.
- Witamy was w naszej krainie. Słyszałam, że chcecie oswoić sobie taką zwierzynę. – przywitała się oraz stwierdziła władczyni. 
- Witaj królowo! Tak, to prawda. – oznajmiła jedna z dziewczyn.
- To zapraszam do mnie! Może najpierw ta, która ma czapkę czarownicy.
Minęło kilka minut, a Madzia się nie zjawia. Patka powiedziała, że pójdzie w ślady swojej koleżanki. Asia stała z boku i przyglądała się całej sytuacji. Za bardzo jej nie zależało na tym, aby mieć swojego pupila. W pewnej chwili odezwała się królowa.
- Mam was! Jest to moja pułapka. Dzięki niej będę miała więcej poddanych. Buahahaha! – wykrzyczała Povija.
- O nie! Moje przyjaciółki są w niebezpieczeństwie. Muszę im pomóc. – powiedziała odważnym tonem Asia.
Nagle ni stąd i z owąd zobaczyła Patkę i Evy, które wyglądały jak te wszystkie lisy. Asia postanowiła, że pokona najazd lisków i postara się uwolnić koleżanki z futra tych zwierząt.  Podeszła ona do księżniczki i użyła swojej mocy tarcia oraz teleportowania. Dzięki niej udało się skołować poddanych i królową. Wykorzystując tą chwilę, wzięła swoje koleżanki i ukryła się w domku letniskowym. Okazało się, że monarchini opadła z sił.
- Udało się wam mnie pokonać ekhem. Co prawda udało się uratować inne osoby, które uwięziłam, ale i tak będę mieć wam to za złe ekhem. – powiedziała słabym głosem królowa.
Po zaledwie sekundzie pojawiło się bardzo jasne światło. Oznaczało ono przemianę z liska na myszkę. Wśród nich były osoby bardzo znajome koleżankom. Byli to: Mesmera, Kitayoshi, Mateuszasdg, Anonimkka, Naomi, Anvella i sama Povija, która również była uwięziona w tym futerku.
      Wszyscy byli bardzo wdzięczni Asi za uratowanie ich z klątwy, spakowali swoje rzeczy, wyjechali z Krainy Słodkości i Marzeń oraz jednogłośnie stwierdzili, że była to niezapomniana przygoda.


Hypnos
Był to piękny słoneczny dzień, podczas którego nie było widać żadnej chmurki na niebie. Promienie słoneczne przebijające się przez okno oświetlały salon, w którym Povija wykonywała kuriozalne pozycje przed kanapą. Co ty robisz? - zapytałem się jej zastanowiająco. Szuakm swojej tiary - odpowiedziała lekko zdenerwowana. Dobrze wiesz, że to tylko tani plastik z wioski. Kupisz nowy. - odpowiedziałem znużony i przeglądałem dalej gazetkę Marzycieli. W odpowiedzi burknęła tylko coś pod nosem i szukała jej dalej. Przewijając strone po stronie o ślubach jakie odbyły się w miasteczku, nagle usłyszałem lekkie stukanie o nasze drewniane drzwi. Początkowo to zignorowałem, bo takie stukanie zawsze było słychać kiedy wiał nawet lekki wiatr, ale dźwięk nie ustępował. W końcu zdecydowałem się podejść do drzwi i je otworzyłem. Żarty sobie ktoś robi. - stwierdziłem kiedy przed drzwiami nie było żadnej żywej istoty. Wycofywałem się już do domu aż nagle zauważyłem czerwoną kopertę na posadzce. Wziąłem ją i pośpiesznie zamknąłem drzwi. Zaraz po tym otworzyłem ją, bo byłem ciekawości zawartości gdyż zdarzały się już wcześniej dziwne anonimowe listy z białymi wierszami, które dotyczyły tak naprawdę nie wiadomo czego. Przeczytałem zawartość koperty, a następnie podrzuciłem ją Poviji. Nawet nie spytała się co to tylko od razu ją otworzyła z myślą, że dostanie jakiś prezent. Ale jak to jest w lesie?! - wykrzyknęła zaskoczona - muszę tam iść! - dodała po chwili. Jesteś pewna, że chcesz tam iść? Nawet nie masz pewności, że tam jest. - zapytałem. Odpowiedziała bardzo pewnie, że tak i poprosiła mnie o pomoc. Zgodziłem się, bo i tak nie miałem nic w planach na resztę dnia, a zawsze będzie można się pośmiać... To znaczy przeżyć przygodę. Spakowaliśmy trochę sera do torby i wyruszyliśmy w drogę. Nie trwała ona tak naprawdę długo. Mieszkanie na wzgórzu, za którym zaraz jest las daje swoje korzyści jeśli coś z niego potrzeba. Kiedy doszliśmy już do bramy wejściowej lasu zauważyliśmy strzałki ułożone z patyków. Nie wiedzieliśmy tak naprawdę, w którą stronę mamy iść, więc zdecydowaliśmy iść tam gdzie nas strzałki pokierują. Po chwili natrafiliśmy na pierwszą przeszkodę jaka nas spotkała - ceglany, zarośnięty mur. Ostatnia strzałka jaką wtedy mineliśmy wskazywała akurat na niego, więc nie było możliwe, że się pomyliliśmy. Oparłem sie o najbliższe drzewo i patrzyłem z zastanowieniem jak Povija próbuje się na niego wspiąć. Na początku próbowała na niego wskoczyć, ale mur był zdecydowanie za wysoki. Następnie chciała się na niego wspiąć, ale świeżo zrobione mysie pazurki jej w tym przeszkodziły. Potem przysiadła na chwile, aby się zastanowić i wymyślić jakiś plan. Zdecydowała się wykorzystać stare kłody, które wyglądały jakby miały się zaraz rozsypać, i zrobić sobie z nich schody na górę. Plan był w założeniu dobry, ale jak się okazało później jej pierwszy krok na kłodzie spowodował, że się rozpadła na setki starych, drewnianych kawałków. Spojrzała na efekty swojej pracy i powiedziała, że się poddaje, a następnie oparła się obok mnie. Tutaj obok są schody - wskazałem jej, a ona spojrzała się zdezorientowana - chodźmy, bo już straciliśmy trochę czasu - dodałem. Westchnęła tylko, bo była już zmęczona i ruszyliśmy w drogę. Kolejną przeszkodą na naszej drodze był most, który pozornie wydawał się niestabilny i wyglądał podobnie do kłód jakimi próbowała sobie pomóc Povija. Okazało się jednak, że jest on w porządnym stanie i przeszliśmy przez niego bez żadnego kłopotu. Za mostem nagle wyłonił nam się wulkan, na który wskazywała ostatnia strzałka złożona z patyków. Ogrodzony jest, nic się nam nie stanie - powiedziałem przekonywująco do Poviji, która się wahała czy chce tam wejść. Wspinaczka na wulkan zajęła nam równie długo co dojście tutaj, ponieważ jak się okazało nie była ona taka łatwa. Wszędzie były jakieś dziury, zapadliska i podejrzane krzaki z truskawkami, które trzeba było omijać, aby zachować bezpieczeństwo. W końcu dotarliśmy na górę, gdzie zaraz po stanięciu na mysich łapach otrzepałem się z kurzu i brudu jaki zdołałem zebrać po drodze. Patrz - krzyknęła do mnie Povija przerywając moje zajęcie. Spojrzałem się, a tam przy tabliczce opisującej wulkan, stała Kitayoshi z tiarą na głowie. Wyglądała na bardzo zadowoloną z jej posiadania, uśmiechała się, oglądała widoki z góry i śmiała się pod nosem. Co to ma znaczyć?! - zapytała uniesionym głosem podchodząca do niej Povija. Założyłam się kiedyś z Hypnosem, że ten kto ukradnie Ci tiarę dostanie darmowe truskawki i bon do teatru, w którym gra sama królowa chwastów. - odpowiedziała wyrwana z klimatycznego momentu śmiejąc się lekko pod nosem, ponieważ uważała, że wygrała. Povija spojrzała się na mnie lekko zirytowana, a następnie skierowała pokryte różowym futerkiem łapki  w kierunku swojej tiary. Kitayoshi odsunęła ją od razu mówiąc, że nowy dodatek do jej stroju jej się spodobał i z chęcia sobie przygarnie go na stałe. Różowa myszka stanowczo nie była zadowolona z tego pomysłu i chciała trzepnąć Kitayoshi lekko w głowę, aby tiara się z niej zssunęła. Pomysł ten okazał się klęską, ponieważ Kitayoshi szybko uniknęła "ataku" jednakże tiara spadła jej z głowy i poturlała się w kierunku wulkanu. Dziewczyny spojrzały się na siebie, a następnie na tiarę, która turlając się zniknęła im z oczu i wpadła prosto do lawy. Tak się bawić nie będziemy - powiedziała Povija - wracam do domu! - dodała od razu. Kitayoshi szybko gdzieś zniknęła w zaroślach, w sumie nic dziwnego, bo znała tą okolice jak własną kieszeń, a ja ruszyłem w drogę za Poviją. Byłem trochę w tyle, aby jeszcze coś po drodze załatwić, ale moja towarzyszka nawet tego nie zauważyła. Szybko zmienił jej się humor i podziwiała motyle, które popołudniu zawsze pojawiały się w naszej krainie. Niedługo później oboje byliśmy już w naszej chatce. Wieczorem zadzwonił nasz dzwonek do drzwi, które tym razem od razu otworzyłem. Załatwiłam z bazaru kolejną tiarę, tym razem miejmy nadzieje, że nic się z nią nie stanie jak z poprzednimi - powiedziała Caramellix dając mi tiarę do ręki. Tak jak zawsze wręczyłem jej drobną ilość truskawek za pomoc i szybko zniknąłem wewnątrz chatki. Wszedłem do naszego salonu gdzie Povija opowiadała Patce jak i Anonimce co ją dzisiaj spotkało. Podszedłem do niej i położyłem jej tiarę na głowie. Tym razem jej nie zgub - powiedziałem, a koleżanki Poviji się tylko zaśmiały pod nosem. Wieczór upłynął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Zajadaliśmy się przepysznymi ciastkami, które przyniosła jak i upiekła Patka, i opowiadaliśmy sobie kawały. Miejmy nadzieje, że jutro tiara będzie w tym samym miejscu, a nie gdzieś pod kanapą.  


Povija
Jeżeli to czytacie, oznacza to, że albo wciąż żyje, albo ktoś znalazł nasze szczątki oraz mój dziennik podróży. Pewnie zastanawiacie się, kim jestem. Otóż już wam opowiadam, na imię mi Povija, a ta szalona duszyczka, z którą podróżuję, nazywa się Anonimkka. We dwie wpadłyśmy na kolejny genialny pomysł, chociaż, nie oszukujmy się, każdy nasz pomysł jest fenomenalny. Toteż postanowiłyśmy się wzbogacić w dosyć niewymagający sposób. Dołączyłyśmy do grupy, która odkrywa grobowce chińskie, lecz nie takie przeciętne – chodzi o grobowce bogatych i wysoko postawionych ludzi, którzy kopnęli w kalendarz wieki temu. Jeżeliby się nam nie udało, to zamierzałyśmy albo porwać jakiegoś idola, albo zgarnąć bogatego kolesia, lecz to były pomysły drugorzędne, potrzebujące rozważnego planu działania.

W grupie było razem z nami dziewięć osób. Rozsądna Asias1, optymistyczna Kana, sprytny Hakegmpl, pewny siebie i lekkomyślny Mateuszasdg, inteligentny Hypnos i cicha Caramellix oraz specyficzny x_Melon_x. Właśnie ta dwójka... Oni to okazali się przebiegli. W sumie każdy z owej grupy jest na swój sposób tajemniczy, a także skłonny zrobić wszystko, aby dotrzeć do wyznaczonego przez siebie celu.
Wszyscy weszliśmy do grobowca trzy dni temu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Napotkaliśmy na swojej drodze wiele pułapek, mających na celu pozbycie się nas, bądź wystraszenie naszej grupy na tyle, abyśmy pozostawili wszystko w nienaruszonym stanie. Droga nie należała do najłatwiejszych, staraliśmy się iść cały czas naprzód, jednakże do czasu. Niestety bądź stety pierw pożegnaliśmy się z Mateuszem. Ten głupiec uruchomił jedną z pułapek, przez którą grunt w moment zanikł, a my musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie i wydostać się z tej krypty do kolejnej, aby kontynuować wędrówkę. Prawie wszyscy dali radę, z wyjątkiem biednego Mateusza, który nie mógł się zdecydować i zanim postanowił skoczyć i do nas dołączyć grunt się pod nim zarwał, a on wpadł w otchłań niekończącej się ciemności. Nie mieliśmy czasu, aby rozpaczać nad stratą, więc czym prędzej kontynuowaliśmy plądrowanie grobowców. W pewnym momencie byliśmy nawet zmuszeni rozdzielić się, dlatego nie wiem dokładnie, co się stało, lecz straciliśmy kolejną osobę. Była to optymistyczna Kana, której strata odbiła się na moich uczuciach. Była dosyć młoda, a w głowie miała tylko swoje ulubione owoce — truskawki! Co chwila rozmawiała o tego dostojności i wspaniałym smaku. Po ponownym złączeniu grup, opowiedziano nam ze łzami w oczach o poświęceniu się dziewczyny, która została w pomieszczeniu razem z istotą, która się na nią rzuciła.
Ja z Anonimkką także napotkałyśmy kłopoty – wylądowałyśmy w labiryncie, który wyglądał identycznie, gdziekolwiek byśmy nie poszły. Każde pomieszczenie miało mnóstwo przejść do innych krypt, a przechodząc z jednego do drugiego, zaczynałyśmy się gubić. Przez wiele godzin próbowałyśmy się wydostać, a każda kolejna minuta była dla nas istną męczarnią, z której nie było ucieczki. Po pewnym czasie, chodzenia w kółko, zirytowałyśmy się do tego stopnia, że postanowiłyśmy postawić na instynkt oraz rozum. Dzięki temu zauważyłyśmy małe podobieństwa w postaci ozdobień, a same zaczęłyśmy zostawiać małe ślady w postaci „X”, żeby wiedzieć, czy już tam się znajdowałyśmy. Dzięki temu odkryłyśmy, że przemieszczamy się między dwoma pomieszczeniami. Wyjście musiało znajdować się gdzieś pomiędzy nimi. W jednym z korytarzy udało nam się odkryć ukryte przejście do krypty, gdzie spotkaliśmy resztę poszukiwaczy złota. W ten oto sposób minął nam pierwszy dzień pod ziemią, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie posiadając do reszty grupy zaufania, razem z Anonimkką zmieniałyśmy się w nocy na czatach, pilnując naszych przedmiotów oraz upewniając się, że nikt swoim przebiegłym planem, nie chce pozbyć się nas.
Następnego ranka szybko coś przekąsiłyśmy i ruszyłyśmy razem z innymi. Ważne w takich momentach jest trzymanie się razem, a także obserwowanie naszych towarzyszy. Niektórzy są w stanie zrobić wszystko, co w ich mocy, by dojść do celu, jak to mówią stare przysłowia – po trupach do celu.
Miałam teraz okazję bliżej poznać resztę osób. Z Anonimkką zdecydowałyśmy się trzymać blisko Hypnosa i Caramellix. Ich przebiegłość i zasób wiedzy odnośnie tego grobowca była wielka. Plan był dość prosty – trzymać się w pobliżu, a później oddzielić się od nich i czym prędzej dotrzeć do głównej krypty. Asias1 także była dość sprytną osobą, lecz trzymała się bardziej z Melonem. Ten osobnik… zamieniłam z nim dosłownie trzy słowa, nie chciał rozmawiać i izolował się od nas, chociaż to też było mądrym posunięciem. Nie wiadomo, czy nie grasuje wokół nas morderca, bądź szaleniec. Gdy maszerowaliśmy poprzez kolejne korytarze, nagle ktoś krzyknął „uwaga” i następne co słyszałam to wielki głaz toczący się wprost na nas. Cudem udało nam się uniknąć tego i schować się we wnęce, lecz Melon biegł na przód. W pewnym momencie udało nam się go dogonić i spryciarz złapał za wystające pnącza i wspiął się po nich, unikając śmierci. Następnie oddzielił się od nas i ruszył do przodu, próbując nas zgubić. W pewnym momencie Anonimkka zauważyła starożytne napisy chińskie na ścianach, więc zatrzymałyśmy się, by je obejrzeć i znaleźć sens ich istnienia. Jednakże udałyśmy przed pozostałymi zmęczone, nie chcąc ukazać im naszego małego odkrycia. Podróżnicy popatrzyli na nas sceptycznie, lecz ruszyli naprzód, pozostawiając nas w tyle. Szybko wyjęłam telefon, by zrobić zdjęcie, lecz widząc umierającą baterię, postanowiłam przepisać to na papier. Były to następujące słowa:

„在北平,张启山邂逅了新月饭店的大小姐尹新月,并为二月紅的妻子连点三盏天灯,散尽家财。尹新月帮助张启山等人顺利返回长沙,二人暗生情愫。二月红爱妻病入膏肓,服药后不见好转,最终故去。二月红悲伤之余却意外发现家族祖辈与矿山亦有重大关联,于是振作精神,决定与张启山联手,解开矿山之谜。”
Jest to historia właściciela grobowca, opowiadająca dosyć tragiczne zdarzenia. W skrócie przedstawia ona generała, do którego należy to miejsce, zbudowane dla pochówku. Nazywa się FoYe, co oznacza Budda. Historia opisuje jego chorowitą małżonkę, która nawet po wzięciu lekarstwa nie wyzdrowiała. FoYe załamał się i kazał zbudować ten grobowiec specjalnie dla niej, pozostawiając wraz z nią swój cały dostatek.
Pod koniec przepisywania i tłumaczenia Anonimce, co oznaczają te symbole, usłyszałyśmy krzyk, odbijający się wśród kamiennego wnętrza. Szybko popędziłyśmy w jego kierunku, a następnie usłyszałyśmy donośne uderzanie się o siebie ścian. Gdy dotarliśmy do reszty, dowiedziałyśmy się, że to ciekawski Melon wszedł do pomieszczenia pomimo odradzeń od strony reszty grupy. Otóż chłopak wszedł do komnaty, która się sama zamknęła za nim, wiążąc go. Jednakże była to dobra nauczka dla nas, by sprawdzać wszystko i mieć oczy dookoła głowy, wśród czyhających niebezpieczeństw.

Był to również idealny moment, aby podpytać się reszty załogi odnośnie miejsca, w którym się obecnie znajdujemy.
— Co wiecie o tym miejscu? Wydajecie się na zaznajomionych z tym grobowcem — oznajmiła Anonimkka, spoglądając głównie na Hypnosa i Caramellix, którzy wydawali się na zaznajomionych z obecnym otoczeniem.

— Niewiele – odpowiedział Hypnos — jedynie doszły mnie słuchy, iż może to być grobowiec z dynastii Zhou, w co głęboko wierzymy.

Razem z Ano nawiązałyśmy szybki kontakt wzrokowy. Byłyśmy przekonane, że należy on do tego czasu, lecz miałam przeczucie, że nie mówią nam wszystkiego.

— Jesteś pewny? Nie wiesz niczego więcej? Chce wiedzieć, czy moje życie jest również narażone, czy jednak mogę być spokojna i nie spodziewać się więcej niespodzianek — zapytałam się go, patrząc również na resztę ekipy.

— Słyszałem, że w głównej krypcie znajduje się wykuta w miedzi ryba, która w połączeniu z trzema innymi da nam wskazówkę jak stać się nieśmiertelnym! – wykrzyknął Hakegmpl, będąc zbyt podekscytowanym na tę informację.

Znów z Ano wymieniłyśmy spojrzenia. Cara zauważyła akurat to oraz spojrzała się na nas sceptycznie, wiedząc, iż coś ukrywamy. Słyszałyśmy już o tej legendzie, co więcej sama posiadam jedną z trzech części, lecz poza moją przyjaciółką nikt inny nie musi o tym wiedzieć. Natychmiast zanotowałyśmy w głowach, że mamy być jeszcze bardziej ostrożne i uważać na słowa.
Ruszyliśmy dalej, idąc na przodzie, tym samym prowadząc za sobą resztę. W pewnym momencie, rozglądając się po ciemnych ścianach, zauważyłam jedno z przejść, które było inne, a przez to, że wyrwałyśmy do przodu, nikt z pozostałych nie zauważył jeszcze tego. Znikąd poczułam popchnięcie i we dwie wpadłyśmy do krypty, która okazała się pułapką. Drzwi się zamknęły, a jedyne co mogłyśmy zobaczyć to zamknięte pomieszczenie bez możliwości wyjścia.
Mam w głowie tylko jedno pytanie, a raczej dwa. Kto to był, kto starał się nas wszystkich wyeliminować oraz jak stąd się wydostać. Przywołując wszystkie sytuacje, które miały miejsce w ciągu tych dwóch dni doszłam do wniosku, że to wszystko było zaplanowane, każda pułapka, która została uruchomiona, to była sprawka któregoś z tej czwórki.
Któż to mógł być? Rozsądna Asias1, Sprytny Hakegmpl, cicha Caramellix, czy inteligentny Hypnos? A co jeśli to była robota całej czwórki? Albo dwóch bądź trzech z nich? Czy może ciążyła nad nami klątwa, która została nasłana przez właściciela krypty, za karę, że jej nie opuściliśmy na samym początku rabunku kosztowności? Czy poznamy odpowiedź na to pytanie? Czy jednak skonamy tutaj bez możliwości dojścia do głównej krypty i powrócenia do bliskich?


Dobrze się czytało? Bez długich podsumowań krótko: pierwsze miejsce otrzymuje Povija (6pkt), drugie zaś Hypnos (5pkt). Dziękujemy wszystkim za przysłanie swojego opowiadania. Za udział są 4 pkt ;)

10 komentarzy:

  1. Wojojo tyle czytanka ,aż oczka bolą
    Każda opowiadanie jest naprawdę niesamowite! Szczególnie dla mnie bo kompletnie nie umiem pisać xD
    I dziękuję Patce za wciśniecie mnie w opowiadanku <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Każde opowiadanie jest cudowne! Bardzo uśmiałam się z opka Hypnosa, zważywszy na fakt, że idealnie mnie przedstawił, brakowało tylko jeszcze, że się o coś walnęłam , tak po prostu. Dziękuje wam za uwzględnienie mnie do waszych historyjek! Jestem również wdzięczna za 1 miejsce! Naprawdę mi miło i sądzę, że każdemu opowiadaniu należy się jakieś miejsce na podium (nawet jeśli są razem na 3 miejscu!)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż mi żal, że nie zdążyłam skończyć opowiadania... Każde było świetne!
    Pozazdrościć talentu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe opowiadania, jednak opowiadanie Poviji było warte pierwszego miejsca - genialne!
    Cieszę się, że umieściliście mnie w swoich opowieściach ;D
    Szczególnie u Patki, aż mi się miło na serduszku zrobiło 💛

    Ps. Povija, mi nie zaufałaś!? No nie mów, że to przez Melona xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje za przyznanie 2 miejsca. Wszystkie opowiadania są naprawdę dobre! :) Totalnie czekam na grobowiec część 2...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne opowiadania. Moje gratulacje lecą do Poviji i Hypnosa za zdobyte miejsca w konkursie!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadania, gratulacje dla zwycięzców!!

    OdpowiedzUsuń