29 kwietnia 2021

Spacer to też przygoda - wyniki

 Opowiadań dostałam, aż trzy (jeśli ktoś wysłał, a nie ma tu jego pracy to niech pisze). Z tego powodu nie wybieram zwycięzcy. Wszyscy otrzymują 6 pkt.

Chomiczkaxxx

Szamani plemienni i wielki kłopot

Pewnie pamiętacie ogród w którym rośnie najcudowniejsze na świecie drzewo zwane Marzydąbem. Ma zielony pień, rosną na nim ciastka, a jego liście przyozdobione są w różowe kropki. Tak! To dąb Marzycieli!

Dziś szamani plemienni postanowili wybrać się na spacer. Kana oczywiście wzięła ze sobą cały koszyk truskawek, którymi poczęstowała resztę przyjaciół. Mesmera zrobiła przegląd wiosennych kwiatów, którymi opiekują się członkowie plemienia i teraz już mogła zadowolona kroczyć przed siebie. Dzień zapowiadał się cudownie. Do czasu... Doszli nagle do różowolistnego drzewa. Mesmera, Kana, Lekkoduch i Natiibobr doznali szoku. Marzydąb z nieznanego powodu traci swoje liście, a każdy listek to jeden z Marzycieli który składa się na jego istnienie. Na szczęście Mesmera Królowa Zieleni wiedziała co robić, aby go uratować. Wydała polecenie reszcie przyjaciół aby zaczęli przywiązywać liście zielonymi wstążeczkami, które nie tylko przyczepią je do gałęzi, ale także mając właściwości uzdrawiające utrwalą siłę liści i całego drzewa. Wszyscy razem szybko wzięli się do pracy aby uratować marzycielską rodzinę. Wkrótce Marzydąb odzyskał wszystkie liście. Gdyby nie to ile Marzyciele znaczą dla szamanów plemiennych nasze drzewo mogłoby nie wyzdrowieć. Na szczęście Marzyciele to najcenniejsza mysia rodzina jaką można mieć!

Lilianka11

Wczoraj pokłóciłam się z bardzo ważną dla mnie przyjaciółką... To wszystko było dla mnie trudne.
Żeby trochę ochłonąć stwierdziłam, że wyjdę na spacer do lasu, który znajdował się niedaleko. Rzadko tam chodziłam, a atmosfera panująca w nim była taka przyciągająca.
Była późna wiosna, więc na zewnątrz można było odczuć powiewy lata. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Idąc drogą mijałam domy moich sąsiadów. Większość z nich szczęśliwie spędzała ten czas w ogrodach. Rzucałam im przelotne spojrzenia, lecz ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Stojąc przed wejściem do lasu, lekko się zawahałam. Jednak słysząc śpiew ptaków dookoła, ruszyłam przed siebie sama trochę nucąc pod nosem. Uwielbiałam muzykę, szczególnie tą, która oddawała moje uczucia. A w tamtym momencie wylały się ze mnie wszystkie żale i smutki. Śpiewałam, nie zwracając uwagi na otoczenie. Jedynie słyszałam ćwierkające ptaki, tak jakby dołączyły się do mojej piosenki.
Po chwili jednak sama nie wiedziałam gdzie jestem. Ptaki ucichły, a niebo jakby pociemniało. Aura tego miejsca była... Inna. Zrobiło się trochę chłodniej, a gdzie niegdzie latały małe świetliki. Zobaczyłam ledwo widoczną ścieżkę, wzdłuż której rosły lekko świecące kwiaty. Nie zostało mi nic do stracenia więc poszłam w stronę, gdzie prowadziła. 
 Po jakimś czasie zobaczyłam duże drzewo z pochylonymi gałęziami tworzącymi coś w rodzaju bramy. Na gałęziach znajdowała się zasłona z lian i liści. Usłyszałam za nimi jakieś szmery, a światło przebijało się pomiędzy tą plątaniną zieleni. Wyciągnęłam przed siebie rękę i odsłoniłam jedną stronę "zasłony". 
 Od razu oślepiło mnie słońce. Jednak kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do jego blasku, zobaczyłam zapierający dech w piersiach widok. 



 Poszłam po ścieżce prowadzącej w głąb lasu, mijałam drzewa z rosnącymi na nich fioletowymi lianami. Po chwili zobaczyłam że lekko świecą. 
 Później las robił się coraz gęstszy. Zahaczałam o gałęzie i potykałam się o wystające z ziemi korzenie drzew. Kiedy już zobaczyłam światło przebijające się przez liście, poczułam jakiś uścisk na nodze. Nim się obejrzałam, już wisiałam do góry nogami. Świetnie... Jednak coś przykuło moją uwagę. Dopiero teraz zauważyłam, że mój wygląd się zmienił. Wyglądałam jak... Moja postać z Transformice? 
  Z moich rozmyśleń wyrwały mnie dopiero odgłosy dochodzące z niedaleka. Spojrzałam w tamtą stronę, a po chwili zobaczyłam, że z krzaków wychodzi... Kana? 
 Kiedy tylko mnie zobaczyła, zawołała:
- Lila?!
- Hej - odpowiedziałam z uśmiechem. - Pomożesz mi zejść?
- Jasne, poczekaj chwilę - powiedziała i pociągnęła za linę zwisającą obok mnie.
Upadłam na ziemię, lecz moje ogony zamortyzowały upadek.
- Jak się tu dostałaś? - zapytała z ciekawością.
- Ja... Sama nie wiem.
Po głębszym zastanowieniu przerwała niezręczną ciszę.
- Chodź, pokażę ci coś - złapała mnie za rękę i ruszyłyśmy w stronę dalszej ścieżki.
  Kiedy byłyśmy prawie na miejscu wskazanym przez Kanę, zasłoniła mi oczy. Powiedziała mi, że to jakaś "niespodzianka" i poszłyśmy dalej. Kierowała mną tak, abym w nic nie uderzyła, a kiedy się zatrzymałyśmy odsłoniła mi oczy. Przez chwilę musiałam przyzwyczaić się do światła, lecz po chwili zobaczyłam jakąś chatkę. Skądś ją kojarzyłam... Była dosyć duża, więc z pewnością mogło się tam zmieścić kilkanaście osób lub nawet więcej. 
 Kiedy tylko Kana otworzyła drzwi, już wiedziałam skąd znałam ten budynek. Byli tam prawie wszyscy Marzyciele, których kojarzyłam i lubiłam, więc to musiało znaczyć, że była to nasza chatka plemienna. Przywitałam się ze wszystkimi ze szczerym uśmiechem na twarzy. 
 Ten dzień był cudowny. Mesmera pokazała mi swoje królestwo, Kosmo dała mi do obejrzenia swoje smocze jajo, a z Kaną objadałam się pizzą. Ev dała mi pogłaskać nawet swojego żółwika, lecz muszę przyznać, że dosyć pokaźną ma swoją kolekcję rzeczy z pingwinami. Magic urządziła za to imprezkę z ciastkami, a Hari poszła na randkę z Sibo (wcale nie podglądałam). Resztę czasu spędziłam z moją siostrą Stokrotką, rozmawiając i zwiedzając las.
  Kiedy jednak szłam sobie ścieżką, nagle poczułam jakby coś uderzyło mnie w tył głowy... Później tylko ciemność. Po jakimś czasie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w swoim pokoju.
- Czyli to wszystko było tylko snem..? - zapytałam cicho. Westchnęłam i opadłam na łóżko.


Kosmo

Mroczny Szaman

Był to piątkowe popołudnie. Szłyśmy, dosyć krótko, na horyzoncie ciągle było widać mój dom. Przed chwilą jeszcze siedziałyśmy u mnie na kanapie i piłyśmy herbatę, a teraz ruszyliśmy na południe, w stronę Czarnego Jeziora. Dziś był wielki dzień, a w zasadzie wieczór, bo Lilianka zaprosiła nas na swój piknik o zachodzie słońca. Z tego co pamiętam na pikniku miała być również Asias, Sups i Lwikao. Sam piknik miał się odbyć w Kryształowych lasach o zachodzie słońca. Czemu tak późno? W nocy mieliśmy oglądać cudowne Gwiazdy Zachodu i w nocy całe niebo będzie pełne blasku, spadających gwiazd, a Kryształowe Lasy to najlepsze miejsce do oglądania czegoś takiego. Z mojego domu, do Kryształowych Lasów jest zaledwie pół godziny drogi, ale ja, Anvella i Yuko, postanowiłyśmy że zrobimy sobie jeszcze spacer nad Czarne Jezioro, a stamtąd ruszymy do Kryształowych Lasów. O czym to ja mówiłam? Ach tak. Na horyzoncie jeszcze było widać mój dom, kierowaliśmy się powoli na stary szlak, którym pójdziemy nad jezioro. 

- Przygotowałam ciasto czekoladowe z masą orzechową, przepis mojej mamy. - Powiedziała Anvella, kierując się bardziej na przód. - Wzięłam też trochę owoców, kupiłam trochę ciastek, jeśli każdy przyniesie tyle jedzenia to to nie będzie piknik tylko uczta.

- Ja mam trochę lodów i kanapek z serem. - Yuko trochę mocniej ścisnęła Benjamina, który właśnie zobaczył motyla. 

- Lody? - wyjęłam z mojego plecaka dwie muffinki. - Przecież w nocy będzie zimno, ty chcesz jeść lody? Ja nawet płaszcz wzięłam. - podbiegłam do Benjamina i dałam mu jedną muffinkę, którą szczęśliwy zaczął pochłaniać. 

- No tak, ale lody to chciałam zjeść nad jeziorem, teraz jest akurat ciepło. 


- Kosmo ale ty pamiętasz drogę? - Anvella odwróciła się do mnie.

- Tak, chodziłam tędy chyba dziesiątki razy. 

Stanęłyśmy właśnie nad mostem. Tak jak powiedziałam, przechodziłam tędy dziesiątki razy, ale coś mi się wydawało nie tak. 

- Wydaje mi się, czy most już od samego widoku się sypie? - Yuko podeszła i łapą szturchnęła jedną z belek. Ja i Anvella aż postawiłyśmy uszy na dźwięk skrzypiącego drewna. 

- No tylko że nie ma innej drogi. - weszłam na most i będąc już na środku podskoczyłam, sprawdzając czy się nie zawali. Wydawał się stabilny. Odwróciłam głowę, żeby powiedzieć Anvelli i Yuko, że możemy przejść, ale zamarłam na widok ich twarzy i… zacienionej sylwetki za nimi. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zaledwie milisekundy później most się jednak załamał, a ja wpadłam po szyję do wody. “Zaraz utonę, już po mnie...eh?” Dziewczyny zdążyły mnie chwycić za rękę, ale nagle woda ze spokojnej, zamieniła się w zburzoną. Po chwili moja ręka wyślizgnęła się dziewczynom, a ja kątem oka zobaczyłam tą tajemniczą sylwetkę. Przez chwile fale rozwścieczonej rzeki pochłonęły mnie głębiej, a kiedy się wynurzyłam zobaczyłam że ten ktoś, popchnął Yuko i Anvellę, przez co wpadły do wody. Fale rzeki miotały nami, my ledwo mogłyśmy utrzymać głowę na powierzchni, często trafiałyśmy na podwodne skały i głazy. Kiedy byłam jeszcze pod wodą, nie widziałam prawie nic, kiedy nagle zobaczyłam skrawek pomarańczowego światła. Po chwili zniknęło, a ja się wynurzyłam i… nurt był trochę spokojniejszy. Kilkanaście metrów dalej, rzeka się całkowicie uspokoiła. Próbowałam dopłynąć do brzegu, ale byłam osłabiona. Udało mi się złapać jakiś korzeń, dzięki czemu wyczołgałam się na brzeg. Ciężko oddychałam, bardzo ciężko. Po minucie usiadłam i poczułam potworny ból. Jedno z moich skrzydeł bardzo bolało, nie mogłam nim ruszyć. Wyciągnęłam, oczywiście przemoknięty bandaż, ale zabandażowałam sobie skrzydło. Nie widziałam Yuko, ani Anvelli, ani Benjamina, ale słyszałam ich, gdzieś za drzewami. Zobaczyłam jeszcze pływające na wodzie poroże, szybko je wyłowiłam i włożyłam opaskę na głowę. Miałam rację, reszta zbierała się już za drzewami.

- Nic wam nie jest? - podeszłam do Yuko, która leżała na brzuchu i coś mamrotała, mając twarz w piasku. Mały Benjamin trząsł się z zimna i strachu. Anvella siedziała oparta o drzewo z zamkniętymi oczami i ciężko oddychając. 

- Chyba nie, ale będą siniaki… - powiedziała Anvella mrużąc oczy. - A ty? - Jej wzrok od razu powędrował na zabandażowane skrzydło, ale pokręciłam głową. 

- Myślę, że odpuścimy sobie Czarne Jezioro. - otworzyłam plecak i powiesiłam na drzewie mój płaszcz. Przemoknięty na nic mi się nie zda, a tak może trochę wyschnie. Anvella to samo zrobiła z szalikiem, a Yuko powiesiła kapelusz. 

- Coś jednak czuję, że nie tylko Jezioro.

-Co? - powędrowałam za wzrokiem Anvelli i zobaczyłam, zachód słońca. Co? Jakim cudem? Dopiero było południe! Czyżby walka z rzeką trwała kilka godzin? 

- Zachód, jak się sprężymy to zdążymy na piknik. - pośpiesznie się wytrzepałam i  sięgnęłam po moje rzeczy,

- Dobrze, a którędy do Kryształowych Lasów? 

- Już mówię.... - rozglądnęłam się uważnie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Chyba nie wiedziałam gdzie w ogóle jesteśmy. Yuko zauważyła mój niepokój. Ja z kolei zauważyłam jak ona nie może złapać oddechu.

- Czyli utknęłyśmy nie wiadomo gdzie, w jakimś obcym lesie, nie wiadomo kto tu mieszka i jeszcze możemy nie wrócić na czas?

- Nie! Na pewno nie, odpłynęłyśmy tylko kawałek, pójdziemy w górę rzeki i na pewno wrócimy do miejsca w którym byłyśmy.

Yuko wciąż miała łzy w oczach, Anvella też się bała, z resztą ja też. Niedługo potem wyruszyłyśmy w górę rzeki.

______________________________

Było już ciemno, bardzo ciemno. Wędrowałyśmy od conajmniej dwóch godzin, ale nie było widać domu. Z resztą spadających, Gwiazd Zachodu również… mogłyśmy być bardzo daleko. Już dawno na czoło naszego “spaceru” wystąpiła Anvella i ona nas prowadziła. 

- Anv, może zrobimy postój? - Yuko była tak zmęczona że mogłaby zasnąć teraz, zaraz. 

- No dobrze, ale nie tutaj, chodźmy między drzewa. - Kilka sekund po tym jak to powiedziała, nagle pod nią ziemia zaczęła się kruszyć i zapadać, pod nami zaraz również. Spadłyśmy do jakiejś ciemnej, głębokiej jaskini. 

- Au… Anvella? Yuko? Co się stało? - krzyknęłam w nadziei że są gdzieś obok.

- Chyba wpadłyśmy do jakiejś jaskini… - usłyszałam gdzieś obok głos Yuko, ale wciąż jej nie widziałam, za to zdołałam usłyszeć jeszcze jakieś ciche warczenie.

Yuko w tym czasie podniosła swoje berło i rozświetliła nas swoim magicznym ogniem. Naszym oczom ukazał się ogromny stwór, stojący dosłownie nad nami. Wyglądał on trochę jak wielki czarny baran, z psimi łapami, długim i kolorowym ogonem i złotymi rogami zdobiącymi jego głowę. Zwierze warczało i obserwowało nas. 


Wszystkie znieruchomiałyśmy. Przekazałam jedynie dziewczyną wzrok mówiący “Żadnych gwałtownych ruchów”, jednak kiedy się odwróciłam stwora już nie było, a przynajmniej, nie było go w świetle. Dalej słyszałyśmy ciężkie dyszenie i warczenie. Nagle Yuko która w zasadzie drżała ze strachu upuściła niechcący berło, które uderzyło jej  w stopę. 

- AU!!!! - krzyknęła Yuko, ale jej krzyk zagłuszył głośny ryk gdzieś przed nami. Berło zaczęło jeszcze bardziej świecić a my ujrzałyśmy biegnące na nas wielkie stworzenie. Jednak echo uniosło ryk i ziemia nad nami tego nie wytrzymała. Zapadła się centralnie na stwora, a my dostrzegłyśmy szansę wyjścia. Szybko się wygrzebałyśmy i znowu biegłyśmy po trawie. Biegłyśmy bo wiedziałyśmy, że potwór nie będzie długo zatrzymany. Po chwili usłyszałyśmy kolejny ryk i walenie o ziemię wielkich łap. Biegłyśmy szybko przed siebie, kiedy dostrzegłyśmy skały. “Jak będziemy wyżej to może nas nie dosięgnie” pomyślałam i zaczęłam biec w ich stronę. Anvella też o tym pomyślała i po chwili obie byłyśmy już wysoko. Ale nie było Yuko. Ona zatrzymała się na ślepym zaułku. Z każdej strony skały a z jednej biegło na nią ten stwór, nie mogła się wspiąć bo było za stromo. Stanęła i widząc jak potwór biegnie prosto na nią jeszcze mocniej ścisnęła Benjamina i zamknęła oczy. Wstrzymałam oddech. Yuko otworzyła oczy i zobaczyła jak centymetry od jej twarzy jest pysk tego stworzenia. Jednak ono patrzyło teraz łagodnym i pełnym radości spojrzeniem. Jednak nie na Yuko. Na Benjamina. Delikatnie wielki baran trącił nosem pingwina, a ten zaraz wyrwał się Yuko i oba “maluchy” zaczęły się bawić. Co prawda ten większy maluch bardziej obserwował zabawy Benjamina, czasem go trącając delikatnie noskiem, ale to jednak była zabawa. Wszystkie trzy odetchnęłyśmy z ulgą. 

- Yuko, jak ja się cieszę że ty go wzięłaś - zaśmiałam się wciąż lekko drżącym głosem. 

Choć ciężko było przekonać Benjamina żeby wrócił do Yuko i jeszcze ciężej było jednak przekonać Herkulesa żeby nam zaufał. Czemu Herkulesa? To jest imię które mu wspólnie wymyśliłyśmy. Nie marudził co do imienia, a sam potem postanowił, że za nami pójdzie. Ucięłyśmy sobie drzemkę do świtu i ruszyłyśmy w dalszą drogę. Teraz już lepiej dostrzegałam, że nawet kwiaty były tu trochę inne, bardziej egzotyczne, drzemała w nich magia. Herkules ostrzegał nas przed trującymi roślinami, a sam chętnie zjadł owoce od Anvelli. Kiedy było południe, przechodziłyśmy przez łąkę. Nudziło mi się trochę więc… zaczęłam nucić… 

Anvella i Yuko spojrzały na mnie zdziwione. Zwykle nie śpiewałam, a to był chyba najmniej odpowiedni moment na piosenki ale chciałam jakoś na pięć sekund zapomnieć o tych problemach. 

- “Już każdy wie że wyruszać czas, gdy świat dał wyraźnie ci Znak, Nad głową mieć słońce lub pełno gwiazd, by zrozumieć że życie ma smak!” - uśmiechnęłam się do Anvelli i Yuko, a te po chwili zaczęły nucić do piosenki. 

______________________________

Słońce już prawie zachodziło, ale postanowiłyśmy że położymy się wcześniej. Ostatnia noc była w końcu ledwo przespana. Nim jednak udałyśmy się do snu, porozmawiałyśmy chwilę jedząc kanapki przygotowane na wczorajszy piknik, co prawda wciąż trochę rozmoknięte po wczorajszej kąpieli w rzece. 

- Ten mały torcik zrobiłam specjalnie dla Lwikao. - wyjęłam mały koszyk w którym było rozpłaszczone ciasto. - Z okazji jej przeprowadzki, tyle było z tym problemów i tyle się działo że chciałam jakoś to krótko uczcić, pogratulować że się w końcu udało. Eh… Teraz już nici z tego… - uśmiechnęłam się tylko na wspomnienie ile było dziwnych i szalonych chwil. - Pamiętam do teraz jak niechcący zgubiłam trzy pudła! Te co…

- Te co się znalazły w szafie! - Anvella już mnie wyprzedziła uśmiechając się.

- Ja pamiętam jak Anvella niemalże rozwaliła stolik kiedy wynosiły go z salonu! - powiedziała Yuko.

- EJ to nie moja wina, to Kana trzymała stolik z drugiej strony i trafiła na ścianę!

Gadałyśmy tak jeszcze przez kilkanaście minut wspominając i śmiejąc się, póki nie zasnęłyśmy.

_____________________________

Obudziłam się na trawie, promienie słońca mnie muskały po pyszczku, a kiedy otworzyłam oczy… nie mogłam uwierzyć. Byłyśmy na polanie a przed nami rozciągały się pola i ogromna wierzba, wierzba Marzycieli. Co? Dom? Ja… Jak? Spojrzałam na Yuko i miejsce gdzie wczoraj była Kosmo. Ale właśnie jej tam nie było. Zamiast tego było małe pudło. Obudziłam Yuko i zorientowałam się że nawet Herkules tu jest, wciąż chrapiący. Kiedy Yuko już nie spała podeszłyśmy do pudełka i je otworzyłyśmy. W środku był list, opaska z rogami Kosmo oraz jej piórko. Przeczytałyśmy co było napisane:

“Możecie się bać, ale wy już nie macie czego. Przez dwadzieścia cztery godziny byłyście w świecie w którym, żyję ja, poznałyście jak niebezpieczne są te rejony, rzeka was osłabiła, ale jakoś przetrwałyście. Myślałem że nie dacie rady, ale jedna z was została… Konkretnie w celi. Idźcie do Marzycieli, do ich wodzów, przelejcie w nich ten sam strach co wy czujecie, przekażcie im każdą informację, o nawet najmniejszym kamieniu czy gałęzi… przekażcie, że stary przyjaciel… chce wrócić!”

___________________________________________

Obudziło mnie uderzenie o coś twardego. Spojrzałam w górę a tam ujrzałam zamykający się błękitny krąg. Portal. I teraz gwałtownie połączyłam fakt o pomarańczowym świetle w rzece. Też portal. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyglądał w sumie jak… cela? W kącie stała mała skrzynka,  a na ścianie było powieszone drewniane łóżko. Z sufitu zwisały łańcuchy, które kiwały się, jak w sumie całe pomieszczenie. “Pewnie jestem w statku” podeszłam do krat i próbowałam je otworzyć. “Tylko czemu ktoś mnie tu zamknął” W moich oczach zaczęła się pojawiać furia zmieszana ze strachem, ale zaczęłam próbować chociażby wyważyć drzwi z krat. Nie byłam słaba, więc może coś by mi się udało. Przestałam jednak kiedy poczułam ból w ramieniu. Zamarłam. Poczułam w pomieszczeniu poza celą czyjąś obecność. Czułam po części kogoś znajomego, a po części czyiś umysł zbłąkany, zaćmiony mrocznym zaklęciem. Nagle z cienia zaczęła wychodzić jakaś postać, której głowa była zdobiona piórami z amuletem szamana.

- Mrkapii?!


Dziękuję za wzięcie udziału w konkursie ;)

1 komentarz:

  1. Ale wszystkie opowieści są świetne :OOO I dziękuję kosmo i liliance za umieszczenie mnie w historii jest mi tak miłooo
    I krucze jeszcze te ilustacje kosmo <333 I Benjamin <3

    OdpowiedzUsuń